Szymon Broda

Szymon Broda "Dubrownik z oddali"

Mury Dubrownika mogą ukazywać się zupełnie inaczej – posępnie i masywnie, w szarościach – tak bywa późną jesienią, w walce z chłodnym nawałem zatapiającego ale mogą też przemówić w woalach mgielnych pierścieni – tak bywa w maju. Wbrew zalecanym kierunkom ruchu mury mogą często wyprowadzać poza mury – to, co niby zasłania, rysuje kontury perspektywy.

         Można mieć dość Dubrownika – tego miasta burżujów i snobów z jego przesadnymi cenami i tłokiem, ale za murami, w prawdziwej krasie zatoki bywa pięknie, ciekawie i sympatycznie. To teren prawdziwego odpoczynku kiedy grupy stłoczonych i posłusznych baranów biegają zdyszane za żądnymi zysku przewodnikami i pilotami, gdzie nie dochodzi nawet świeży powiew morskiego powietrza.

         Przy serbskim „Jeleniu”, w tym wzniosłym oddaleniu rodzą się refleksje o chwale Jugosławii. Czyżby barbarzyńscy Serbowie ostrzeliwali znów mury Dubrownika? Przy suchym prowiancie i albańskim koniaku / którego pewnie tu nie serwują nawet w najlepszych restauracjach/, w ciszy / czasem słuchając miejscowej muzyki z małego radyjka na baterie/ i w niezakłóconym, zwycięskim szumie morza jednocześnie osiągamy dalekie horyzonty. Tu można się poczuć jak Napoleon szturmujący miasto z morza. Jeśli już ubogi i zmęczony światowym blichtrem wędrowiec zagląda do jakiejś bazy gastronomicznej, to daleko na brzegu, w sennym rogu. Co prawda do zupki rybnej za dwa euro za pieczywo doliczają kolejne dwa, / za to można kupić świetny koniak Skanderbega w Albanii/, ale w podmuchach morskiej bryzy i w bardzo wyrafinowanej gamie światłocienia można podziwiać kształty świeżych, jak morskie fale turystek. Nawiasem mówiąc słyszałem tu także Polki. Nieco niżej wśród zagłębień surowych skał samotna para naturystów odprawia rytuały tantry na cześć boga słońca. Jednak w Dubrowniku najczęściej ucieka się od ludzi, by podążać ścieżkami kotów, psów a najczęściej mew. Podobnie jak, w Puli, portret z mewą i wielkim liniowcem w tle zarejestrował oblicze pewnej kobiety, która zbuntowana zechciała się dać nam prowadzić, uciekając z wytyczonych szlaków. Była to jedna z takich kobiet, które artyści chcą portretować pod wpływem uczucia i natchnienia, a to mówi samo za siebie. O ileż ciekawiej poczuć się piratem na urlopie niż standardowym, grzecznym turystom człapiącym potulnie w upale za swoim panem lub panią.

         Dubrownicką ciekawostką, której zazdroszczą zawodowi przewodnicy, jest także zatoczka z grotą dla łódek w pewnym oddaleniu od miasta, przypominająca atmosferę Corfu i Odysei. Natomiast akcentem dostrzeganym w jakiś sposób pewnie przez wszystkich, ale zupełnie pomijanym jest kształtna nimfa napastowana przez satyra przy największym w mieście wjazdowym parkingu. Posąg ten nadaje miastu włosko – austriacki posmak światowego kurortu belle epocque.

         Oczywiście pobyt w Dubrowniku może wyglądać zupełnie inaczej, kiedy człowieka stać na korzystanie z wielu ekskluzywnych lokali pełnych niezwykłych smaków / osobiście mam już dość nawoływania kelnerów po angielsku, niemiecku  rosyjsku, bo mało i taniej zamawiający muszą w centrum trochę poczekać – potem przynieśli jakieś mule – nic nadzwyczajnego// i sklepów / gdzie zainteresowały mnie przede wszystkim albańskie obrusiki wełniane w starym stylu/, pewnie inne doświadczenia daje uczestnictwo w wernisażach w tutejszych galeriach, ale takich atrakcji nie zapewnia uczestnictwo w klasycznej wycieczce objazdowej. Zupełnie inną perspektywę doznań muszą dawać także wodne przejażdżki po licznych w Zatoce Dubrownickiej wysepkach.  I tak pewnie prędko wybrałbym wskazaną znacznie wyżej alternatywę.

         Nie chcę ujmować niczego Robertowi Caplanowi z jego wizji sławy dawnej Raguzy. Każdy spacer po uliczkach Dubrownika ma swój urok, wspominając na przykład słynne dubrownickie cipki /tj. serwetki!/, przypomnieć sobie fotogenicznego małego pieska w towarzystwie ubranej w strój regionalny babci – sprzedawczyni albo pewną damę z piaskowca o rozkraczonych nogach. Owa pissing lady, sikająca bystro w stronę morza rzeźba fontannowa zainstalowała się na jednym z nieuczęszczanych w ruchu turystycznym podwórek. Takie osobliwości wyszukuje się po prostu, odwiedzając osławioną „perłę Adriatyku” po raz czwarty – bo na razie do czterech razy sztuka, gdyż Dubrownik zawsze znajduje się w programach zorganizowanych wyjazdów. I chyba trafię tu znowu, i pewnie znów tu kiedyś trafię, znajdując jakąś inspirującą alternatywną przystań. Dubrownik z oddali może smakować lepiej, podobnie jak austriackie ogrody i pałace w swojskiej i prowincjonalnej atmosferze Moraw.

         Nasza wiedza o miejscu jest jednak bardzo fragmentaryczna ze względu na brak doświadczeń zimy, która może być bardzo intrygująca w dubrownickich sceneriach. Zbliżając się do tej pory roku, wypada na chwilę odskoczyć do Splitu, którego centralna promenada została uwieczniona w fotografii oddającej światłocienie późnego października. – To niesamowite – stwierdziła zaprawiona przecież w tropikach Kolumbii koleżanka, oglądając zdjęcie promieniujące swoim imaginatywnym ciepłem. – Chciałabym tam teraz być! – dodała zziębnięta na początku naszego września.

         Wędrowiec nie jedzie na Bałkany w sezonie, bo to jest zabójcze z wielu względów. Zresztą wtedy nie powinno się jeździć ani po Europie Środkowej ani po południowej. Bywa że nawet doświadczony taternik i obieżyświat musiał paść nawet na kawałek trawy w Słowenii, aby umęczony słońcem i drogą szukać zbawiennej drzemki. W Splicie najlepiej chronią przed upałem groty wielkiego Pałacu Dioklecjana. Chciałbym tu wrócić, aby zobaczyć galerię rzeźb Mestrowicza. Tego nie oferują żadne programy wycieczkowe.

         Kontemplowałem z oddali także Szybenik i Korczulę. Dalmatyńskie miasto z perspektywy nagich skał odsłaniało wpatrzonym oczom również wyższe piętra miejskiej hierarchii zarezerwowane dla panujących Wenecjan. Wiekowa zabudowa ze słynną katedrą na morskim brzegu jawiła się jak obrośnięte części wystających na zewnątrz korzeni gigantycznych drzew. Malownicze miasto – wyspa pozostało na horyzoncie z napełnionego majem adriatyckiego lasu – eterycznego w skupiskach kwiatów, pinii i lawendy. Oddalający się pejzaż początków wędrówki Marco Polo przypominał linię akwareli Jana Badury, malarza ze Śląska Cieszyńskiego, tworzącego na emigracji we Włoszech, który na ścianach mieszkania moich dziadków uwiecznił pejzaż Neapolu z Wezuwiuszem w tle. Te same ciemne pochodnie cyprysów, ta sama wiosna południa, to samo odchodzenie od brzegu.

Szymon Broda DUBROWNIK z ODDALI maj 2012

Szymon Broda DUBROWNIK z ODDALI maj 2012

 

Szymon Broda DUBROWNICKIE PEJZAŻE NA TARGU maj 2012

Szymon Broda DUBROWNICKIE PEJZAŻE NA TARGU maj 2012

 

Szymon Broda MURY DUBROWNIKA w MAJOWEJ MGLE maj 2012

Szymon Broda MURY DUBROWNIKA w MAJOWEJ MGLE maj 2012

 

Szymon Broda NIMFA i SATYR przy parkingu w DUBROWNIKU maj 2012

Szymon Broda NIMFA i SATYR przy parkingu w DUBROWNIKU maj 2012

 

Szymon Broda ZA MURAMI DUBROWNIKA maj 2012

Szymon Broda ZA MURAMI DUBROWNIKA maj 2012

 

Szymon Broda MURY DUBROWNIKA maj 2012

Szymon Broda MURY DUBROWNIKA maj 2012

 

Szymon Broda W DUBROWNIKUołówek

Szymon Broda W DUBROWNIKU ołówek

© 2013-2024 PRV.pl
Strona została stworzona kreatorem stron w serwisie PRV.pl