Szymon Broda

CERKIEW  W  VEVCANI

 

weszliśmy do starej cerkwi

otwarte misterium trwa

drzwi uchylił czas i wiatr

na soczystej polanie

 

wejdzie tu zdziczały pies, wleci ptak, nietoperz i święty duch

i ja turysta – co nie – chce – być – turystą kiedy szukam schronienia od sławnych miejsc

może był tu Andrzej Stasiuk?

 

popołudniowa chwila wytchnienia

przed burzą

wśród gór pełnych węży i wodospadów

w gajach cyprysów i oliwek błogosławią szczątki drewnianych rąk

wzniesionych ramion – stare jak wiek

i szarfy procesyjnych triumfów

 

za płotem śpią złe duchy

- knowania królów ziemi

- demony zmysłów

-pokusy słowiańskich, greckich i wschodnich piękności

- duma bohaterów

 

słońce zwycięstwa czerwieni wieńce papryk

cień rzucają talerze i kwiaty anten

zatrzymane zostają zastygłe

domostwa Macedonii – bez fotoszopu

 

Karpacka Plaża

turkusowo -  platynowo

ważki latają nad wodą

„białe noce” dwie w ustach przelewa upał

i dziewczęta rusałczą się jak sezon w turkusach

skaczą w toń

pozują jak płonące żagwie

zakrywając potem biusty tylko dłonią przed rozgrzanym wulkanicznym czołem

zbyt rozgrzane stopnie skał powstrzymują stopy

płynie gawęda o portach Ukrainy w dymie szaszłyka

taksi już stoi

w tle stołeczno – rustykalna panorama

a moja towarzyszka w białej bluzeczce

nie włożyła kostiumu na przystani

czyżby bała się spłonąć w płomieniach lipca? – w suchym stosie traw

i pięknie pływać wśród nimf w szmaragdowym oku dna kamienołomu

 

 

może zechce poplażować

wznosząc swoje blade piersi pośród dział Sewastopola

 

MOSTAR

wstęga skał i mosty

człowiek w kadrze jak manekin z targowiska orientalnego filmu

prawdziwie orientalny upał szlifuje kamienie ulic pod stopami tłumu

jest i cichy dział bohaterów z kwiatem irysu

sekretem strażników mostu jest spojrzenie z góry

 

ten stolik nad miastem i rzeką zawieszony tkwi jak lektyka sułtana

- należy do topografii gór

powyżej zakrętów nurtu, harmonii krajobrazu i walk meczetów z kościołami

płynie orędzie pokoju

 

patrząc na miejscowe piękności otwieram książkę Senada Agicia

- bośniacki z arabskimi inskrypcjami imion

Adevija oznacza zbliżające się lato

Adna znaczy Raj i Eden

język modeluje świat – jako tęsknota, zapowiedź i obecność 

MUZEUM  THORVALDSENA

 

Z ogrodów Tivoli

głośnych i pstrych niczym z gaju małpiatek

uciekłem do Muzeum Thorvaldsena.

W drodze błysnęła

 królewska korona

w chmurach gęstych pełnych burzy

na dach giełdy wyniesiona przez węże interesu .

 

Wszedłem samotnie

w skrzydła pełne kolumn

w święty półmrok grecki.

Białe jak śnieg marmury

jak śmietana w budyniu i futro gronostaja

zamiast ogni wypalonych rozgorzały.

 

Nagość bohaterów beznamiętna

i zbroja zastygła studyjnie

bez wrzawy wojennego poruszenia.

Książę z odległej Polski

zasiadł na koniu trojańskiej postury

- splótł w jedno czasy bogów i książęcych modeli

a potem ciepłe surduty i suknie mieszczan

bliskich jak ludzie z baśni Andersena

dzieci z zabawkami i psy szczupłe, piknikowe koszyki z owocami

chusteczki w butonierkach, złote zegarki na łańcuszkach i wachlarze     .

Spacer pomniejszył nawet herosów do postaci liliputów

galeria ciał zwężała swój ciąg ku końcowi statycznego miasteczka

aż jednak nieśmiale a w pełni płonące wychynęły kragłości

niewinnych  jeszcze  młodością panienek w ciemnym uskoku

a wszystko w bieli

- coraz cieplej a jednak jak w jakiejś szacie nagrobkowej

a za oknami dalej, gdzieś pod katedrą

przechodzi zgarbiony dziadek - Kierkegaard

może przejeżdza królowa

może sygnały policyjnego koguta wiodą znów Egona Olsena

do bram królewskiego więzienia.

W  CHORWACKICH  ZATOKACH

daleko od morza na południu

w ramionach suchych i dusznych gór

tęsknota karze powracać do przezroczystości

do roziskrzonych ścieżek

do słońca

do refleksów nocy

 

 zatoki Chorwacji przesuwają się w szumie giętkiej jeszcze taśmy magnetofonowej

- to dalmatyńska szansona ze straganu w Trogirze

szum handlowych negocjacji dawnych ludów

chorały w katedrze

miarowe tętno stóp legionistów

pieśń towarzysza Tity

 

wśród lęku przed falą – przed wielkim wchłonięciem

wynurza się brzeg i trakt kraba

transgresja i powrót

wszystko pierwotne, świeżo stworzone i znane

 bracia naszych przodków też tu docierali

 

chociaż eksplozje  wspomnień

pokrywają czasem taflę

spacer nocą

i muzyka do snu

prowadzi do tawerny

- do pewnej przystani

 

PÓŹNE  LATO 

późne lato

bezsilne wołanie

pioruny i deszcze zamiast głosu

ptaki pragnące ocalenia wydają krzyki ucieczki

 

ofiarny stos w gorącą noc na stogu siana

jak cichy jęk rodzącej swoje owoce dziewczyny jeszcze pełnej soku rozkoszy

uścisk jej ciała obezwładnia leżącego

nawet psy padają uśpione na swojej wiecznej warcie

późne lato to nokaut

jak piękne są jednak surowe twe dzieła o Panie!

- spalona trawa dotknięta rylcem rytownika

- wyblakłe barwy trawione kwasem akwaforty

- zawiesina parnego lasu siekąca rojem owadów

drzewa smagane prysznicem deszczu giną wydrapane sucha igłą błyskawic

 

 przejdą przez pola sztandary i krzyże

dobiegną celu pielgrzymie szlaki

znój rolników przejmą zwierzęta

bezsenność pełną jabłek odbiorą jerze

dzieci na spacerze przyniosą spokój

znajdziemy oddech w płucach

     

© 2013-2024 PRV.pl
Strona została stworzona kreatorem stron w serwisie PRV.pl