Szymon Broda

Szymon Broda "Bielsko-Biała"

niebo jak monsun

rozgrzana trzydziestka

kipią czarną zielenią ogrody – epitafium

niezniszczalnych Niemców którzy jednak odeszli

kościół z wieżami z Transylwanii

 

letarg ciężki jak modernistyczna płyta i balkony jak ser dziurawe

cienie fasady końca wieku

tylko dziewczyny lekkie nimfy rozsiadły się w spódniczkach i dżinsach w rozkroku przy fontannie władcy mórz

czy to jeszcze wiosna?

 

w czarnej materii uliczek ginie gdzieś dziwne muzeum literatury

nieosiągalne przechodzą kobiety w platońskich ideach

znikają jak czas

a jednak promień boskiego piękna pojawia się na samotnych spacerach

niespełnione serce wciąż jeszcze podtrzymuje świat stwarzany w samotności Boga

 

tylko uśmiech dziecka rozjaśnia krucha obecność, ból i cień

a jednak kocham substancję tego miasta

bo w labiryncie ulic tkwi ekstaza – możliwość wyjścia i trwania na zewnątrz

jak żydowski JAHWE

jak szyszka secesji na dachu!

 

Szymon Broda "Dziedziniec Prymatu "

zapisałem w sercu

zapomnianą w cieniu małą ikonę

ubogą w barwach brudnej ziemi i zbutwiałych korzeni

Paschę schowaną w depozycie cieszyńskiego muzeum

jej niezwykła moc promienieje jak świeca

- niegasnąca w śmierci zimy i wiosny

i przy wskrzeszaniu słońca

 

w śnieżnej burzy

w agonii Europy

schodzę w głąb

 

Pałac Apostolski, Bazylika

klucze, palmy i schody w purpurach

Ten Kluczem Kto kruszy mury!

jak chmury niepokój i radość

Michał Anioł i Tintoretto

Cię nie ogarną

kiedy wyciągasz mnie z otchłani

do chwały zgromadzenia Stanzy – fresku Rafaela

ujmij mnie Panie!

 z komnaty cienia wyprowadź na dziedziniec Prymatu

 

Kwiaty maja

w szarości miasto się kurczy

gęstości nabierają w deszczu nad głowami nad ulicami tarcze płyt i łzy podwórek

sennie i ciężko choć niby maj

podcina nogi ta kołysanka

buty w połysku bezbarwnej pasty impregnuje platyna deszczu

a nad dachami płoną naręcza szyszek wzniesionych pochodni i  odurzenia

kwitną kasztany i bzy

tam wysoko starożytny las Khandawa płonie!

 

popołudniem

dzień jest już zupełnie prozaicznym intermezzo kiedy buty odmierzają kroki

te same ulice przechodzi się z rutyną chociaż snują się jeszcze w kostiumach maturzystki

 

z okien galerii asfalt srebrzy się w strugach

wychodzę patrząc w płomienie kasztanów

to jednak właśnie teraz niebo opuszcza krawędzie swojego sztandaru!

kurtyna zieleni nad wieżami kamienic śródmieścia rozpościera się na szarym płótnie

mokry olej i akryl poleje się z góry

plazma

oko błąka się w sieci gałęzi

 

a potem przed odjazdem

ogon charcika podwinie się przed austriackim dworcem jak na dawnej pocztówce 

zagnie się jak zawieszenie dworcowego zegara

śniady Hindus którego nikt tu wcześniej nie widział

usiądzie na ławce przy przystanku

i kasztan wybuchnie na głowie sprężystej dziewczyny w czarnych glanach

- groźnej wojowniczki z gry kreskówek

z  wymiaru 3D 

przed stacją BP na Warszawskiej o szesnastej

 

dzień po tropiku

niegasnące kontury concerto grosso

maj zbiera swoje kwiaty

 

"Orędzie po świetach"

w niecierpliwości oczekiwań

w zgiełku i zmęczeniu przygotowań

przychodzi niepostrzeżenie

prawdziwie bezbronny i zatroskany

by znaleźć ciebie

 

i znów będziemy czekać rok

by wytrwać w blasku gwiazdy

jak małe figurki stojące w stajence i dzieci

kończąc długi okres świąt co mija niepostrzeżenie

w tęsknocie

by znów się rodziło

BOŻE NARODZENIE

by dobro rodziła tęsknota za żłobkiem

by wtulić byt w bezpieczne schronienie

by widzieć jasno Boga tej nocy wiecznym światłem

by dotykać dziecięcej dłoni w miejscu jedynego ukrycia

chociaż przybywa lat, najpierw zmęczenia a potem tęsknoty

pasterzom i królom w drodze

święta, święta powiedzą i po świętach – odeszły jak snieg

i tylko anioły w chwale na wysokościach zachowują piękno wiecznej młodości i boski wigor

dostrzeżmy ślady ich stóp co dnia

i weźmy trochę ciepła od zwierząt – z Betlejem i od tych naszych

co na nas umieją wciąż czekać daleko wpatrzone nastawiając uszy  – bez nich nie może być przecież pastorałki

 

Król

ostatni

okryty płaszczem zdrady

kochanek znad Newy i wdzięczny model włoskiego malarza – dyskretny uśmiechem w gronostajach

zasiadał jednak na złotych skrzydłach orłów w karminowym zamku

i znikał w kolumnadach rokoka

w ogrodach na wodzie

 

 

zanim pogrzebie go szara kurtyna sztandarów ze szpicem i gwiazd

mrugających do innych – zrodzonych z powstańczego haraczu i zemsta kobiety

Będzie Jednak Patronem

Sztuki, Wolności, Rozumu

 

 

chociaż zwątpił w świat zmysłów za młodu

dał świadectwo królewskiej pracy

u schyłku przywrócił znaczenie harmonii słów

- państwo – naród / lecz nie ten – ofiara zbyt znanych patriotycznych fresków/

 

tak mi bliski

brat w wykluczeniu

już dawno stał się mi patronem

 

Przed obrazem Jezusa Miłosiernego

 przed kościołem gwar

święte obrazki i zdjęcia na straganach

interes się kreci bo każdy został wyłapany w obiektywie fotografa

ludzie szukają się w rzędach fotografii

każdy chce wypaść jak najlepiej w nowej sukience, w nowym garniturze

jest i biskup w złotych szatach i proboszcz ze złotym zegarkiem

w kościele babcie prześcigają się – która dłużej a która głośniej powtarzać będzie te same wezwania modlitwy w gorliwej pogoni do Nieba nie wpuszcza niestety mojego kochanego pieska

a potem będą komunie z dronami i smartfonami

i naród w nienawiści bluźni Miłosierdziu

 

a jednak ukląkłem

opuściłem głowę przed obliczem Jezusa Miłosiernego

w Jego oczach czysty kryształ

promienie wszystko przenikają

- jedyne źródło sensu – świadectwo prawdy – Zbawiciel i Zmartwychwstanie!

- wybacz mi Jezu i moje błędy i pomóż objąć się Twoim dłoniom

i pomóż objąć wszystkich mojemu sercu! 

 

Żarnowce

szarościom niczym błyskawice burz

błękitom majowym

zapłonęłyście

pochodnie żółtych motyli wśród zieleni!

 

samotne płomienie i łuny ognisk

prowadzą ludzi na pierwszy i drugi brzeg miedzy progami wodnymi

skrywając kształtne uda, smagając piersi kobiet i męskie opalone ramiona       nad rzeką

towarzyszą rodzinom z dziećmi i psami, parom zakochanych w ruchu i spoczynku

a jednak nikt nie zdaje się widzieć krzewów

choćby spłonęło niedzielne popołudnie w ogniu oślepiającym Mojżesza

 

zanim przekwitną żarnowce na Bożej łące nad Wisłą

zabłysną w obiektywie fotografa – współczesnego postimpresjonisty

może zapełnią linie grafik, barwy rysunku czy plamy akwarel

lecz przede wszystkim powinny swą konsystencją napełnić sploty arrasów!

 

Kościół schronienia

sam koniec lipca

pioruny i błyski zatrzymały mnie przed ołtarzem

złoty ogień w sercu co wyszło z bieli szaty Najpiękniejszego jeszcze kilku zaprosił do ciszy kaplicy

 

niepokój i smutek pewnej damy w czerni zamienił się w bliższe widzenie

tego co w starym drzewie udającym biel alabastru znieruchomiało od stuleci

w przebłysku męczennicy odsłaniają swoje piękno

Jan Chrzciciel, choć złoty krzyż nosi wyciągnął stopę – szczupły i gładki jak wieczny młodzieniec z delikatną bródką przystrzyżoną jak u modela

stał z krzyżem w tak swobodnie jakby kąpał swe ciało w blasku

święty Józef – robotnik z lilią też ozdobiony złotym wzorem pozostał nieskazitelny w swych rysach

a jego loki jak prosto z salonu

wykracza z brzegu cokołu niewzruszony choć opadają mu szaty

i jeszcze jeden święty starzec

wszyscy zgromadzili się wokół śniadej modelki na małym kwadracie płótna – o dziwo – jakby romskiej

na rękach z pulchnym dzieciątkiem

ciekawe – która młoda matka pozowała za Matkę Boską Skoczowską przed czterystu laty

wszyscy błyszczą na ołtarzu post mortem a piorun przenosi mnie do nich nadświadomie

paschą pioruna!

communio sanctorum walnęło od groma!

 

chrześcijaństwo to wieczne ciała

ich piękno dojrzewa po ziemskim umęczeniu

stopienie ze światłem Trójkątnego Oka – zwykły parafialny barok – partycypacja i pluralizm

zatrzymały mnie niespodziewanie w burzy – w tych chwilach

już po organach

 

© 2013-2024 PRV.pl
Strona została stworzona kreatorem stron w serwisie PRV.pl